czwartek, 22 października 2015

Rozdział Dwudziesty Czwarty.

Ariana Po'V

Usiadłam pod ścianą i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. 
Co ja do cholery zrobiłam? 
Jestem pojebana. Siedziałam jeszcze chwilę w tej samej pozie i postanowiłam wstać. Nigdzie dziś nie wyjdę, dlatego zdjęłam z siebie ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie. Włosy związałam, żeby ich nie zmoczyć i weszłam pod prysznic.
Dokładnie umyłam swoje ciało żelem o zapachu jagodowym. Spłukałam z siebie pianę. Wyszłam z kabiny i owinęłam ciało białym, puchatym ręcznikiem. Zmyłam makijaż i wróciłam do pokoju. Wyjęłam z szuflady czystą bieliznę. 
Wróć. 
Poszłam zasłonić rolety. 
Po ostatnim razie, wolę być bardziej bezpieczna.. 
Zrzuciłam z siebie ręcznik. Ubrałam się i zarzuciłam na siebie czarne dresy i białą bluzę, wkładaną przez głowę. Na stopy założyłam białe skarpetki. Wyglądałam jak gówno. Nawet i gorzej.
Rzuciłam się na łóżko. Wzięłam jedną poduszkę i podłożyłam ją sobie pod głowę. Pachniała Justinem. 
Cholera.. 
Nawet najmniejsza rzecz, przypomina mi o nim.. Wstałam z łóżka i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeglądać kanały.


Justin Po'V 

 Odpaliłem silnik. Jadę do domu. Pojadę i upiję się. Tak, będę zapijać swoje smutki. Z moich oczu ciągle wypływały łzy. Nawet nie próbowałem ich powstrzymywać. Nie obchodziło mnie, co pomyślą sobie o mnie ludzie. Miałem to w dupie. Już wszystko miałem w dupie. Wtedy nie zauważyłem nadjeżdżającej z boku ciężarówki. Ostatnie co pamiętam to głośny klakson. Przez moje ciało przeszedł przeraźliwy ból. Po chwili nie czułem i nie widziałem nic. 
Nastała ciemność..



Ariana Po'V 

Przeglądałam po kolei kanały. Zatrzymałam się na wiadomościach. Idę po coś do jedzenia.. Wyjęłam z szafki chipsy. Weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i pod głosiłam. 

"Z ostatniej chwili! Wypadek na Marino Street! Kierowca czarnego Lamborghini zderzył się z nadjeżdżającą ciężarówką! Chłopak trafił do szpitala. Najprawdopodobniej nazywa się Justin Bieber, nic więcej nie wiemy, miejmy nadzieję, że przeżyje."

-Co? - szepnęłam. 
Pośpiesznie wstałam. 
W korytarzu założyłam czarne vansy. Wybiegłam z domu i skierowałam się do najbliższego szpitala w okolicy. Biegłam ile sił w nogach. Pomijając fakt, że łzy zamazywały mi cały obraz.. Przed szpitalem nieco zwolniłam. 
Nie mam za nic kondycji.. 
Weszłam do środka i podeszła do recepcji. 
-Dobry wieczór.. Czy przywieziono tu chłopaka po wypadku samochodowym? - zapytałam. 
-Jest pani kimś z rodziny? 
-Jestem jego siostrą. - skłamałam. 
-Piętro 6 sala numer 9. - mruknęła. 
Pobiegłam do wind. 
Nie ma opcji, żebym weszła na dziewiąte piętro schodami.. 
Kiedy dojechałam na właściwe piętro, zaczęłam szukać sali, w której jest Justin. To moja wina. 
Nie wybaczę sobie, jeśli on nie przeżyje.. 
Rozejrzałam się po korytarzu w poszukiwaniu lekarza. Usiadłam na krześle przed salą, w której znajdował się Justin. Nie chcę tam wchodzić. Poczekam na kogoś, żeby najpierw powiedział mi co z nim. Nawet nie chcę wiedzieć, jak teraz wyglądam. Jestem w dresach, bluzie bez makijażu i w niechlujnym koku. 
Jeszcze się mnie przestraszą.. 
W tym samym momencie, z sali wyszedł lekarz. 
-Panie doktorze, co z nim? - spytałam łamiącym głosem. 
-Zapraszam do gabinetu. 
Ruszyliśmy korytarzem do pokoju. Wsiadłam na fotelu i czekałam, na jakiekolwiek informacje na temat Justina.
-Więc tak. Stan pana Biebera nie jest zbyt dobry. Podczas zderzenia, musiał naprawdę mocno dostać. Aktualnie jest w śpiączce, ma złamaną rękę i nogę. 
-Kiedy się obudzi? - mruknęłam. 
-Nie wiem czy w ogóle się obudzi.. - westchnął. - Zrobiliśmy podstawowe badania. Musimy mieć nadzieję i modlić się za niego. 
-M-mogę się z nim zobaczyć? - szepnęłam. 
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł, to chyba nie na pani nerwy. Najlepiej by było, gdybyś pojechała do domu. Uwierz mi, to dla twojego dobra. 
-Dam radę. - syknęłam. 
Lekarz westchnął głośno. 
-Dobrze, idź. 
Dosłownie wybiegłam z gabinetu. Ustałam przed jego salą i położyłam dłoń na klamce. Boję się tam wejść.. Powoli otworzyłam drzwi. Pierwsze co zobaczyłam to łóżko, na którym leżał Justin. Zamknęłam na chwilkę oczy i wzięłam głęboki oddech. Usiadłam na białym, plastikowym krzesełku obok łóżka. Do jego ciała było przyczepione mnóstwo kabelków. Był bez koszulki. Na jego obojczyku było rozcięcie. 
Był tak strasznie blady.. 
-Przepraszam.. - szepnęłam. 
Widzieć go w takim stanie to.. Cios prosto w serce. 
-To ja powinnam tu teraz leżeć, a nie Ty. Gdybym Ci wybaczyła, nic by się nie stało.. Jeśli nie przeżyjesz to.. To ja się zabiję. - na koniec wybuchłam płaczem.
-Musisz to zrobić. Dla nas. Wybaczę Ci wszystko, zresztą już dawno wybaczyłam. Nie zostawiaj mnie samej, tylko o to Cię proszę. - chwyciłam jego dłoń. 
Była zimna. 
Jezu, błagam.. Niech on się obudzi, niech przeżyje.
Siedziałam nad nim. Musiało to wyglądać komicznie. On spał a ja, siedziałam i patrzyłam w okno. Zaczęło padać. 
Ta, idealna pogoda na wakacje. 
Po około godzinie siedzenia, zgłodniałam. Muszę coś zjeść.. 
Ale co jeśli on wtedy się obudzi albo gorzej..? 
Wolę nawet nie myśleć o tym drugim. Zaczęłam szukać telefonu. 
Kurwa, nie wzięłam go. 
Przegryzłam wargę i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Nie mam pieniędzy ni nic.. Trudno, z głodu nie umrę. Westchnęłam. Położyłam głowę na łóżku. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.


*****


Dziś poniedziałek. Justin nie dał żadnego znaku życia. Rodzice chłopaka dowiedzieli się o wypadku dzień później. Kiedy oni z nim siedzieli, ja jeździłam do domu. Nawet przyniosłam sobie torbę z ubraniami i jedzeniem. Siedziałam na tym samym krzesełku cały czas. Jest cholernie niewygodne ale już się przyzwyczaiłam. Podskoczyłam, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni. To mama. 
-Halo? - mruknęłam 
-Kochanie, zrobiłam obiad, przyjedziesz? - spytała. 
-Um.. Nie, zostanę z nim. 
 -No proszę Cię. Naleśniki. - powiedziała. 
Chwilę się zastanawiałam, ale nie. Nie zostawię go samego. 
-Nie, mamo. Dziękuję ale nie chcę. - westchnęłam. 
-No dobrze. Trzymaj się. - rozłączyła się. 
Tak cholernie mi się nudzi.. Włączyłam sobie "subway surf" i zaczęłam grać.
Po kilku minutach znudziłam się. Wstałam z krzesełka i podeszła do okna. Dłonie ułożyłam na parapecie. Była na prawdę ładna pogoda. Może nie było jakoś strasznie gorąco ale ciepło. Idealna pogoda na piknik albo jakieś wyjście.. Zamiast tego spędzam ten czas w szpitalu, nad Justinem, który jest w śpiączce.. Fantastycznie. Wróciłam na poprzednie miejsce. Wzięłam jego dłoń. Złączyłam razem nasze palce. To nie to samo.. Nie wiem kiedy, znów zaczęłam płakać. To mnie przerasta.
Mimo tego, że on nadal żyje, w każdej chwili może odejść. Nie potrafię dopuścić do siebie tej informacji. Wzięłam z szafki paczkę chusteczek i wyjęłam jedną. Wytarłam mokre policzki i wydmuchałam nos. Wstałam i wyrzuciłam zużytą chusteczkę do kosza. Westchnęłam. Nie chce siedzieć tu sama. 
Znaczy.. Jest Justin ale.. W pewnym sensie nieobecny.
Ujęłam jego dłoń. Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić. Tak, modliłam się. Żeby jak najszybciej do mnie wrócił. Tęsknię za nim. Cholernie. Wtedy poczułam jak lekko ścisnął moją dłoń. Po raz kolejny się rozpłakałam. 
-Justin? - szepnęłam. 
Ponownie wzmocnił uścisk. On żyje, on mnie słyszy. Wpatrywałam się w nasze złączone dłonie. -Skarbie obudź się, błagam. - mruknęłam. 
Tym razem nic. Zero reakcji. Tak, jak było dotychczas.Ale nadal mam nadzieję. Nie stracę jej. Drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyły. Wbiegł do nich lekarz z dwoma pielęgniarkami. Zaczęły sprawdzać różne kabelki i monitory. 
-Doktorze co się dzieje? - spytałam. 
Teraz się na prawdę o niego boję. 
-Czy Pan Bieber dał jakieś oznaki życia? 
-Tak, ścisnął lekko moją rękę.. - uśmiechnęłam się lekko. -Ale.. Czy to dobrze? 
-Tak, dobrze. Po tym może nawet się obudzić. - poklepał mnie lekko po ramieniu. 
 -Na prawdę?! - pisnęłam. 
-Tak. - zaśmiał się cicho. 
-Poza tym, wiem, że nie jesteś jego siostrą, tylko dziewczyną. - spojrzał na mnie.

*

W czasie, kiedy robili Justinowi jakieś badania, poszłam do kawiarenki na parterze szpitala. Kupiłam sobie kubek kawy. Mimo tego, że ich nie piję, muszę czuwać nad Justinem i nie zasnąć. 
Wykończę się.. 
Kiedy wypiłam, wywaliłam kubeczek do kosza na śmieci i pobiegłam do mojego chłopaka.
Kiedy doszłam do sali, od razu weszłam do środka. Nadal nic. Jego włosy były w uroczym nieładzie. Uśmiechnęłam się lekko i odgarnęłam kilka kosmyków z jego czoła. Po godzinie, zrobiło się już ciemno. No w końcu było przed dwudziestą drugą.. Podskoczyłam, kiedy jedna z maszyn zaczęła piszczeć. 
-Justin? - powiedziałam. 
Maszyna nadal wyła. 
On umarł.. 
Błagam, nie! 
-Justin, do cholery! - wrzasnęłam. 
Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. On nie może odejść.. Do sali wbiegł lekarz i pielęgniarki. 
-Musisz stąd wyjść. - powiedział pośpiesznie. 
-Ale on... 
-Wyjdź. - warknął. 
Nie chcąc wszczynać awantury, wyszłam. Usiadłam na krzesełku i zaczęłam płakać. Nie, ja nie płakałam. Ja wyłam. Dosłownie zanosiłam się płaczem. 
-Ariana? Co się dzieje?! - powiedział Zack, siadając obok mnie. 
-O-on chyba umiera. - wybuchłam jeszcze większym płaczem. 
-Ż-żartujesz sobie ze mnie, prawda? - zaśmiał się. 
-A wyglądam jakbym żartowała?! - spojrzałam na niego. 
Dołączył do nas również Liam. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Nie zamierzałam jej przerywać. Po kilkunastu minutach, z sali wyszedł lekarz. 
-Co z nim? - pośpiesznie wstałam. 
-Cóż.. Przez chwilę można powiedzieć, że był martwy. Ale już jest wszystko w porządku. Coś najwyraźniej go ciągnie, do zostania tutaj. Myślę, że to właśnie ty, jestem tym co jeszcze trzyma go przy życiu. - uśmiechnął się lekko.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Hejka :)
Nie wiem jak skomentować rozdział, więc...
Wy zróbcie to za mnie ;D

Następny rozdział → niedziela/ poniedziałek.










 
 

18 komentarzy:

  1. 😭😭😭😭😭😭. On nie może umrzeć. Przecież... Nie on nie może. Ja wiem że będzie wszystko dobrze. Czuję to. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest cholernie smutne. Gdy przeczytałam, że miał wypadek powiedziałam "no chyba sobie ze mnie kpisz". Nie miałam zamiaru czytać tego dalej, gdyż myślałam że to koniec opowiadania, tak nagle.
    Ale co mi tam... Przeczytałam dalej, do samego końca i oprócz tego, że to było smutne to również szczęśliwe. Zakończenie tego rozdziału niewiarygodne i wspaniałe. Odebrało mi mowę, naprawdę!
    Nic tylko po prostu czekać na kolejny rozdział i zobaczyć co się wydarzy. Aż nie mogę się doczekać. :>
    Weny życzę, bardzo bardzo dużo. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś coś takiego zrobić?!
    Przecież on nie może umrzeć :<
    On musi żyć, aby mogli się pogodzić !

    OdpowiedzUsuń
  4. o Jezusie
    nie wiem jak to skomentować
    XD a więc masz symboliczne;
    shfdlhsdgh
    wyrażające miłość. ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. NXDBGRBVYUROVGRYBVYFVBHFBVTRH CO ŻE JAK ŁAT

    JEZU DZIEWCZYNO...

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Przepraszam Was, ale nie wiem.. Mam teraz strasznie dużo na głowie i się nie wyrabiam z niczym. W tym roku mam projekt i muszę się na nim skupić.. Postaram się do dodać w tygodniu (tzn kiedy go napiszę) ale nie obiecuje.. Przepraszam.

      Usuń
  7. No nie wypadek ?? !!
    Dziewczyno nie rób nam tego. On musi żyć.

    OdpowiedzUsuń

Followers